20 cze 2014

Parę słów o szczotkach i grzebieniach cz.1

Hej kochani. :)

Mam dla was kolejny wpis na temat włosów, jednak tym razem zajmę się kwestią czesania ich oraz przyrządów, które do tego celu używam. Podzielę go na cztery części. W pierwszej opisze szczotki, następnie opisze kształty szczotek i ich zastosowane, w tym jaki kształt i rozmiar szczotki najlepiej wybrać, by odpowiadała ona włosom. W trzeciej notce opiszę grzebienie, a na końcu umieszczę recenzje szczotek i grzebieni, które sama używam bądź miałam okazję używać.

Zacznę najpierw od szczotek

Szczotki, a raczej ich włosia. Można je podzielić na cztery typy: drewniane, z naturalnego włosia, plastikowe i metalowe. Chociaż istnieją też szczotki z naturalnym włosiem z dodatkiem plastikowych pręcików, czy takie, w których włosie tylko na pozór jest naturalne. 



Drewniana szczotka prawie w całości jest wykonana z jednego tworzywa. Wyjątkiem jest gąbeczka, w którą powbijane są pręciki, bo ta jest z gumy, która ma za zadanie ułatwić szczotce dopasowanie się do naszego kształtu głowy. Każdy pręcik jest zakończony kuleczką, która ma za zadanie ochraniać nasz skalp przed urazami podczas czesana jak i ma masować naszą skórę głowy.


Szczotka z włosia naturalnego - przy tej szczotce jest już więcej do opisywania. Zacznę od najprostszej rzeczy - rączki. Te zwykle są drewniane, choć zdarzają się też plastikowe czy metalowe, z kości i tego typu materiałów- takie jak na starych filmach. Swoją drogą, zawsze marzyłam właśnie o takiej szczotce w starym stylu, z dołączonym lusterkiem do zestawu. Jeżeli ktoś z was wie, gdzie takie cudo można nabyć, to piszcie. :) Ale wracając do tematu, szczotki te czasami mają włosie wbite w gumę, lecz można znaleźć też wersję bez niej. W końcu włosie jest na tyle miękkie, by dostosować się do skóry głowy, a jednocześnie na tyle twarde, by rozczesać włosy. 

A skoro mowa o włosiu: zazwyczaj jest wykonywane ze szczeciny dzika i dzieli się na jasne i ciemnie. Ale są też modele z koziego włosia, jednak są one bardziej miękkie, więc dla niektórych mogą okazać się utrapieniem i uniemożliwi ono rozczesanie włosów. Oprócz tego istnieją szczotki z wcześniej wspomnianymi przeze mnie plastikowymi pręcikami, które pomagają rozczesać grube włosy. Sama posiadam tę ostatnią opcję, jako, że szczotka z samą szczeciną dzika się u mnie nie sprawdziła. Dodam jeszcze tylko, że pręciki w naturalnej szczotce są delikatniejsze niż te w typowo plastikowej. 

Do kupienia oprócz standardowych modeli, są też do tapirowania włosów lub okrągłe, do modelowania.

Uwaga: szczotka ta może elektryzować włosy, zwłaszcza na początku użytkowania.


Szczotka plastikowa - zwykle w całości wykonana z plastiku. W większości modeli obecna jest gumowa część, w którą powbijane są pręciki zakończone kuleczkami. Guma ma ułatwić szczotce dostosowanie się do kształtu głowy, a kuleczki na pręcikach dbają o to, by nasz skalp nie został poraniony. Jest nieco bardziej brutalna dla naszych włosów, gdyż wykonana jest ze sztucznych materiałów, jednak jest dobra do masażu głowy. Może puszyć nasze włosy i je elektryzować. Zwykle szczotki te są najtańsze ze wszystkich dostępnych na rynku. Jednak istnieją też droższe modele, typu Tangle Teezer. Dlaczego typu? Bo Tangle Teezer nie jest jedyny, istnieją też inne szczotki działające na podobnej zasadzie, i nie mówię tutaj o podróbkach za dyszkę od Chińczyka.


Szczotka metalowa - budowa podobna do plastikowej, różnią się tylko materiałem, z którego są wykonane pręciki - zamiast plastikowych mamy metalowe, ale na ich czubkach wciąż są plastikowe kuleczki. Nie elektryzuje aż tak bardzo włosów jak jej poprzedniczka, ale bardziej je szarpie, przynajmniej w moim odczuciu. Raczej nie nadaje się do masażu głosy, bo plastikowe kuleczki po pewnym czasie się ścierają i zostają czubki, które podrażniają skalp. Bardzo często metalowe pręciki są wykorzystywane do okrągłych szczotek, jednak zwykle nie mają zabezpieczeń na końcach, a pręciki są delikatniejsze niż w typowej szczotce.

Na dzisiaj koniec o szczotkach. :) A wy której z nich używacie? Macie swoich ulubieńców? Piszcie w komentarzach. :)

16 cze 2014

Nauka języków obcych

Hej, dzisiaj chciałabym zrobić podzielić się z wami moimi sposobami na naukę języków obcych.

Uczę się dwóch języków, angielskiego i niemieckiego. Jednak pomimo tego, że niemieckiego uczę się sześć lat dłużej, to właśnie angielski jest językiem, którego przyswojenie jest dla mnie łatwiejsze i przyjemniejsze. A jak to robię?

Zacznę najpierw od nauki słówek. Na szczęście moje podręczniki są wyposażone w małe słowniczki z podziałem na rozdziały, więc przyswojenie ich przed sprawdzianem jest dla mnie łatwiejsze. Ale nawet wtedy czasami łapie mnie blokada i za nic w świecie niektóre słówka nie chcą mi wejść do głowy. Ale od początku. Najpierw biorę całą listę słówek i zakrywam kartką kolumny z wersją obcojęzyczną i fonetyką. Czytam po kolei słówka ze strony polskie, a następnie staram się je tłumaczyć na dany język. Jeżeli mi się uda, to zaznaczam to małym plusem lub tickiem, a przy tych, nad którymi muszę jeszcze popracować, nic nie dopisuje. W następnej kolejce opuszczam słówka, które już odznaczyłam i staram się nauczyć tylko tych, które wciąż są dla mnie obce. Po paru takich kolejkach i wyeliminowaniu większości słówek, powtarzam sobie od nowa całą listę, żeby się upewnić, czy nie odrzuciłam jakiegoś słówka zbyt pochopnie. Te, które sprawiają mi trudności wypisuje sobie na małe karteczki - fiszki, żeby już nie mieszać sobie tymi słówkami, które umiem. Czasami zamiast fiszek robię sobie mini kartkówki z nieznanych, jednak to jest bardziej pracochłonne, a efektywność jest taka sama. 

Wiem też, że są aplikacje na smartphone'y, którymi można zastąpić fiszki w formie papierowej. Można je bardzo łatwo znaleźć na App Store lub Google Play.

Dodatkowo do słówek, które sprawiają wam problem, możecie dopisywać zdanie ze wplecionym tym słówkiem. To również może pomóc w zapamiętaniu go.

Na Facebooku znajduje się masa Faanpage'y, które umieszczają codziennie na swojej tablicy idiomy czy ciekawe słówka w danym języku. Wystarczy skorzystać z wyszukiwarki, kliknąć w 'Lubię to", a codziennie będziecie otrzymywali nową porcję zwrotów.

Jednak same słówka nam nie wystarczą, by stworzyć logiczne zdania. Gramatyka też jest ważna, bo w końcu jest różnica między "I'm dating him" a "I used to date him". Niestety w tej kwestii się ostatnio nieco rozleniwiłam, ale jak tylko mam trochę więcej motywacji, to zabieram się za ćwiczenie tego. Niestety samo wykucie się regułek na pamięć nie zapewni nikomu bezbłędnego posługiwania się nimi. Do tego potrzeba też masy ćwiczeń. Jednak jeżeli będziecie regularnie je wykonywać, nawet w najmniejszych ilościach, to w końcu osiągniecie swój cel. 

Dodatkowo możecie spróbować obyć się z językiem poprzez słuchanie zagranicznych programów, oglądanie filmów, czytanie artykułów czy książek. Podczas słuchania piosenek zamiast skupić się na samej melodii, spróbujcie wsłuchać się w słowa. Zamiast klikania w "pokaż tłumaczenie", spróbujcie najpierw sami dojść do tego, jak można to przełożyć na polski. Wiele filmów i seriali posiada też wersje z napisami napisami w oryginalnym języku, które mogą pomóc wam przyzwyczaić do braku polskiej wersji dialogów. Z czasem przestaniecie ich potrzebować i swobodnie będziecie oglądali oryginalne wersje językowe. Pamiętajcie tylko, że nie musicie znać tłumaczenia każdego słówka, by pozbyć się napisów. To tak jak w języku polskim. Nie raz pewnie zdarzyło wam się natknąć w jakimś tekście na słówko, którego tłumaczenia kompletnie nie znacie. Czy sięgaliście wtedy po słownik, zrozpaczeni tym, że coś bardzo ważnego może wam przez to umknąć? Zapewne nie, bo i bez tego słówka rozumieliście kontekst wypowiedzi. I właśnie to jest najważniejsze.

A co z wymową? Zwracajcie uwagę na fonetyczny zapis słówka w słownikach. Starajcie się naśladować sposób mówienia innych osób, najlepiej gdyby to byli rodzimi użytkownicy danego języka. Choćby te naśladowanie miało być przesadne i karykaturalne.

Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję wyjechać do kraju, w którym językiem urzędowym jest język, którego się uczycie, to nie wahajcie się i jedźcie tam! Nawet tydzień w takim kraju da wam więcej, niż miesiąc kucia z książek. Ale pamiętajcie o jednym, nie strońcie o używania języka obcego! :) Nie wysługujcie się innymi i nie ograniczajcie się do zwykłych zwrotów grzecznościowych, lecz wyjdźcie do ludzi. Możecie również będąc w swoim domu nawiązać rozmowę w języku obcym, czy to ze znajomym z grupy czy to z rodzimym użytkownikiem języka. Istnieją nawet strony, na których tacy ludzie się spotykają, by pomóc sobie wzajemnie w nauce. Zwykle odbywa się to na zasadzie "Ty znasz niemiecki, ja znam angielski, pomogę tobie w zamian za pomoc mi."

I co najważniejsze, bądźcie systematyczni w tym, co robicie. Niczego nie da się nauczyć w dzień czy dwa. Wszystko potrzebuje czasu. Czy to chodzi o gotowanie, matematykę czy język obcy. Im więcej będziecie ćwiczyć, tym większe postępy u siebie zobaczycie. Postarajcie się wygospodarować przynajmniej 10 minut każdego dnia na ćwiczenia. Zamiast polskiego Pudelka, przejrzyjcie zagraniczne portale plotkarskie, komedie romantyczne i inne filmy są jeszcze lepsze, gdy możemy usłyszeć głos naszego ukochanego aktora, niezakłócony lektorem czy pokrzywdzony dubbingiem. Czytając oryginalne książki możecie być pewni, że żaden tłumacz nie zepsuł ich charakteru czy oryginalnego poczucia humoru autora. Znajomość języków obcych się opłaca. 

I nie poddawajcie się. Nie ważne jakie porażki po drodze spotkacie, jak bolesny będzie upadek, myślcie o celu. Pamiętacie czasy, w których uczyliście się jeździć na rowerze? Ile razy mieliście zdarte kolana czy łokcie. Zapewne po każdym upadku wstawaliście, ocieraliście łzy i ruszaliście dalej. I czy ktoś z was teraz żałuje tego? Zapewne nie.

Tyle w tej kwestii ode mnie, raczej omówiłam wszystko, co chciałam wam przekazać. Jeśli jeszcze sobie o czymś przypomnę, to dopiszę to przy edycji tekstu. 

Jeżeli macie jakieś spostrzeżenia, to śmiało piszcie komentarze. Chętnie też przeczytam o waszych sposobach na naukę języków obcych.

Trzymajcie się i do następnego razu! :)

15 cze 2014

DIY - Maska do włosów proteiny/nawilżenie

Hej. :)

Pierwszą rzeczą, którą opiszę na tym blogu jest maska DIY z kanału Beautyklove na YT.




Dla osób, które mają problem z angielskim, krótki opis przygotowania:
Do miseczki wbijamy jajko, wlewamy szklankę jogurtu naturalnego, 1/3 szklanki oliwy z oliwek i dwie łyżki miodu. Całość mieszamy i nakładamy na suche włosy na minimum 30 minut. Dobrze jest nałożyć czepek i ręcznik.

Pierwsze dwa składniki mają w sobie proteiny, a dwa ostatnie nawilżają.

Maskę robiłam już parę razy i jestem z niej zadowolona. Jednak oryginalna wersja jest przeze mnie nieznacznie zmieniona. Pomimo tego, że moje włosy są dłuższe i przypuszczalnie gęstsze od osoby z filmiku, to ilość tej maski mnie przeraża, a moje włosy odmawiają przyjęcia więcej papki. Dlatego ograniczam to, co na moich włosach może przynieść więcej szkód niż pożytku - jogurtu naturalnego. Zamiast całej szklanki wlewam około połowę. Powodem, dla którego zdecydowałam się ograniczyć ten składnik jest to, że ma on w sobie proteiny, które czasami robią krzywdę moim włosom. 

Efekt? Zwalający z nóg! włosy są gładkie, nie plączą się, są bardziej nawilżone, nawet po dłuższym okresie bez olejowania. I co najważniejsze, nie puszą się tak, jak to mają w zwyczaju. Tak więc maska ta z pewnością nie zostanie przeze mnie zapomniana i gorąco ją polecam każdemu, kto chce zapanować nad swoimi włosami.

Zdjęć przed/po niestety nie posiadam, lecz postaram się je zrobić przy następnym użyciu tej maski i dodać je przy edycji posta.

Trzymajcie się i do następnego razu! :)

14 cze 2014

Cześć!

Kim jest Margaret?
Jest to stwór leniwy, lecz aktywny, gdy go najdzie ochota. 
Małomówny, lecz rozgadany, gdy kogoś dobrze pozna. 
Wesoły, lecz na pozór poważny. 
Mądry, lecz niekoniecznie w oczach nauczycieli. 
Zdolny, lecz nielubiący się tym chwalić.
Szczupły, lecz niezadowolony ze swojego ciała.
Nielubiący czytać, lecz tylko szkolnych lektur.
Starający się robić wszystko jak najlepiej, lecz często poległy w walce.
Mający wielkie marzenia, lecz zbyt mało chęci, by je spełnić.

Tak w paru słowach można opisać mnie, Maggie.  Założyłam tego bloga już jakiś czas temu, jednak nigdy nie zebrałam się w sobie, by coś na nim umieścić. Początkowo chciałam na nim publikować swoje opowiadania, lecz wena poszła tak szybko jak przyszła, a moje twory okazały się nagle takie... denne, bez wyrazu, bez przesłania, więc ostatecznie ani jedno nie ujrzało światła dziennego...  a przynajmniej nie na blogspocie. :)

Jednak wracam z nową ochotą i nowymi pomysłami. Będzie on mi służył jako coś, gdzie będę zapisywała swoje przemyślenia, wnioski, motywacje, zabawy kosmetyczne i, kto wie, może nawet jakieś własne teksty. Domyślam się, że wybicie się będzie niesamowicie trudne, lecz nie o to w tym chodzi. Chcę po prostu podzielić się z wami, choćby było to tylko pięć osób, swoimi doświadczeniami z nadzieją, że któreś z was wytknie mi błędy, podniesie gdy upadnę i się poddam, czy po prostu doradzi w trudniejszych sprawach.

Domyślam się, że post ten jest nieco chaotyczny i nieskładny, jednak ciężko jest napisać coś spójnego, jak samemu ma się mętlik w głowie. Nie chcę tego odkładać na później, bo wiem, że jutro nigdy nie nadchodzi, a potencjał i chęci się tylko przez to marnują. Jednak mam nadzieję, że przybliżył on wam moje zamiary wobec bloga, jak i moją osobę.

Tak więc do następnego razu. ♥

Ps. Chętnie posłucham rad od bardziej doświadczonych w kwestii szablonów.